15 kwietnia obchodzić będziemy 111. rocznicę urodzin Prezydenta Kim Il Sunga. Przy tej okazji przyjrzyjmy się kilku ważnym faktom związanym z historią jego działalności i jego krajem.

Prezydent Kim Il Sung i KRL-D

Na zdjęciu Prezydent Kim Il Sung w otoczeniu koreańskich dzieci, podczas spotkania z okazji nowego roku 1957.

Kim Il Sung stworzył idee, które pokazały jak człowiek może godnie żyć jako istota ludzka i pan własnego losu. Zawsze trzymał się ich w praktycznych działaniach, jakie prowadził zakładając Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną i w trakcie swojej trwającej przez wiele dekad służby ludziom, którą pełnił stojąc na czele kraju.

Idee te stały się wiodącą polityką KRL-D i prawdziwym skarbem narodu koreańskiego.

Zakres osiągnięć Kim Il Sunga jest szeroki. W tym miejscu skoncentrujmy się jednak tylko na kilku związanych z nimi kwestiach.

KRL-D konsekwentnie przestrzegała zasady samodzielności w stosunkach z mocarstwami. Po wyzwoleniu Korei, kiedy ludzie spierali się o linię polityczną kraju, Kim Il Sung oświadczył, że Korea powinna pójść drogą demokracji ukształtowanej w stylu koreańskim, nie w stylu radzieckim czy amerykańskim.

Podczas zimnej wojny Chiny i Związek Radziecki prowadziły zaciekłą konfrontację i każde z nich próbowało przeciągnąć KRL-D na swoją stronę. KRL-D nie opowiedziała się jednak po żadnej ze stron. Ani ChRL, ani ZSRR nie były z tego zadowolone, a pod adresem KRL-D padały zarzuty, że w zależności od zmieniającej się sytuacji i interesów przenosi się między krzesłami mocarstw. Kim Il Sung odpowiedział na to, że siedzi ona na własnym krześle. Można powiedzieć, że już wtedy zaczęły się międzynarodowe sankcje gospodarcze przeciwko KRL-D.

Niektórzy badacze KRL-D z różnych krajów bezskutecznie próbują udowodnić, że była ona podporządkowana wielkim mocarstwom. Używają argumentów o dużym wsparciu, jakie miała otrzymywać od Chin i Związku Radzieckiego, pod teorie te usiłując podciągać wskaźniki handlowe z poszczególnych lat. Szczegółowe omówienie absurdalności tego rozumowania to sprawa na kolejny tekst. Można jednak krótko podsumować: gdyby KRL-D nie była państwem niepodległym, upadłaby wraz z końcem zimnej wojny.

Zamiast przywiązywać zbyt dużą wagę do wątpliwej jakości, fragmentarycznej argumentacji, warto wziąć to pod uwagę. Uchroni to przed popełnieniem tego samego błędu, co osoba niewidoma dotykająca trąby słonia i oceniająca, że jest on podobny do węża.

Historia przewodzenia KRL-D przez Prezydenta Kim Il Sunga to historia walki w obronie niepodległości i godności narodu i kraju. Istotnym jej elementem jest też między innymi historia konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi. Dlaczego KRL-D musiała stawić czoła najpotężniejszemu supermocarstwu, z którym nie mogła się równać pod względem siły militarnej?

Błędy USA

Na zdjęciu południowokoreańska policja aresztująca jednego z uczestników antyamerykańskiego protestu w Seulu.

Koreańczycy założyli pierwszy kraj na starożytnym kontynencie azjatyckim 5000 lat temu. Starożytna i średniowieczna Korea była centrum kultury i rozwoju Azji. Na przestrzeni dziejów jej mieszkańcy rozwijali swoją tożsamość i kulturę, a cenne tradycje przechodziły z pokolenia na pokolenie. Koreańczycy są z tego bardzo dumni.

Po kapitulacji faszystowskiej Japonii, Stany Zjednoczone wkroczyły do Korei Południowej i zaczęły prowadzić politykę deptania dumy i godności narodu koreańskiego. Nie tylko nie rozliczyły osób, które jeszcze niedawno kolaborowały z japońskim okupantem, ale na nich oparły nowe władze, armię i siły policyjne kraju. Zupełnie inne podejście miały do koreańskich patriotów. Ich często starały się zlikwidować, mniej lub bardziej otwartymi metodami, widząc w nich zagrożenie dla swojej dominacji. Dotyczyło to nie tylko osób, które prezentowały poglądy komunistyczne, ale również tych o antykomunistycznych zapatrywaniach, jeśli tylko droga im była niezależność kraju. Trzeba też dodać, że wiele z nich miało pozytywny stosunek do USA, dopóki nie rozczarowało się ich despotyczną polityką. Na południu Korei ustanowiony został system, który kanadyjski publicysta Stephan Gowans w jednym ze swoich artykułów określił jako „japoński kolonializm bez Japończyków”. Japończyków zastąpili Amerykanie.

Aby legitymizować stworzony w Korei Południowej reżim, przedstawiano go jako antykomunistyczny, liberalny rząd w zachodnim stylu. Jednak nie takie czy inne idee były tam istotne, a to, że składał się ze zdrajców, dla których liczyły się tylko indywidualne zaszczyty i pomnażanie własnego majątku. Dla tych właśnie celów gotowi byli oni bez mrugnięcia okiem sprzedać interesy swojej ojczyzny i mieszkających w niej ludzi. Nawet jeden z amerykańskich oficerów, który pracował w rządzie wojskowym USA stacjonującym wówczas w Korei Południowej, przyznał kiedyś: „Wszyscy zgromadzeni w rządzie Korei Południowej to dranie”. Niechlubne tradycje tego rządu trwają do dziś.

Niemało krajów na świecie łączy politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych, które mają ogromny wpływ na politykę międzynarodową, z realizacją własnych interesów. W stosunkach międzynarodowych naturalne jest, że państwo koordynuje swoją politykę z polityką innych ich uczestników. Tym niemniej naturalne jest również, aby wszystkie kraje kładły szczególny nacisk na ochronę własnych interesów. Polityka Korei Południowej ma jednak inny charakter. Tam fundamentalnym celem klasy rządzącej jest ochrona interesów Stanów Zjednoczonych.

Można powiedzieć, że Ambasada USA w Seulu pełni rolę nowego gubernatora generalnego Korei (urząd ten funkcjonował w Korei podczas japońskiej okupacji). Amerykańska polityka w tym zakresie jest dziś oczywiście prowadzona w dużo bardziej wyrafinowany sposób niż niegdyś japońska. Kilka faktów mogących wzbudzić niepokój jest powszechnie znanych, jak to, że USA stacjonują znaczne siły wojskowe w Korei Południowej, czy to że w razie wojny to w ich rękach leży dowodzenie jej armią. Generalnie jednak Stany Zjednoczone postępują dość dyskretnie, nie interweniując bezpośrednio, ale kontrolując kraj poprzez zakulisowe manipulacje. Wielu obcokrajowców błędnie uznaje Koreę Południową za suwerenny kraj. Koreańczycy z południa, którzy zdają sobie sprawę z charakteru państwa, w którym mieszkają, nieraz ubolewają zaś : „mój kraj istnieje dla dobra Stanów Zjednoczonych”.

Deptanie patriotyzmu, dumy i tożsamości narodu koreańskiego to największy błąd, jaki USA popełniły w swojej polityce wobec Półwyspu Koreańskiego. Co o patriotyzmie wiedzą Amerykanie? Patriotyzm „made in USA” znany jest przecież na całym świecie. Wygląda jednak na to, że w społeczeństwie imigrantów, żyjących w państwie mającym mniej niż 300 lat, patriotyzm pojmowany jest inaczej niż w kraju o 5000-letniej historii. Amerykanie wciąż używają słowa „patriota”, kiedy oni powtarzają wyraz „patriotyzm” dziesięć razy, Koreańczycy ani razu. Czy nie dlatego, że w ich posiadającym tak długą i bogatą historię kraju to uczucie jest oczywiste?

Taka jest zasadnicza różnica między Amerykanami a Koreańczykami. USA nie posiadają długiej historii, kultury się tam mieszają, a tradycje są niespójne i krótkotrwałe. Połączyć z nimi można dogłębnie pragmatyczny punkt widzenia, że każde miejsce dobre do życia może stać się ojczyzną. Niewątpliwie przyczynia się to do tego, że decydenci ze Stanów Zjednoczonych mają problem ze zrozumieniem patriotyzmu i dumy żywionych przez naród koreański. Koreańczyków zaś oceniają na podstawie relacji z tymi z nich, którzy, mówiąc wprost, po prostu zdradzili swoich rodaków – w oparciu o taką ocenę zdaje się być kształtowana ich polityka wobec Półwyspu Koreańskiego. Przykład Stanów Zjednoczonych pokazuje, że brak zdolności i chęci do zrozumienia drugiej strony oraz zbytnia pewność siebie u silnych prowadzą do przemocy i ucisku, co naturalnie spotyka się z oporem i rodzi konfrontację.

Nawet niektórym z amerykańskich polityków nie są obce refleksje nad problemem arogancji polityki zagranicznej ich kraju.

Ronald Ernest Paul, były republikański kongresman, powiedział: „Może powinniśmy rozważyć złotą regułę w polityce zagranicznej: nie czyńmy innym narodom tego, co nie chcemy, aby spotkało nas. Bez końca bombardujemy te kraje, a potem zastanawiamy się, dlaczego są na nas wkurzone”.

Może powinni?

USA wobec KRL-D

Na zdjęciu amerykański lotniskowiec atomowy USS Ronald Reagan dociera do Półwyspu Koreańskiego. Podobne wizyty są tam codziennością. Amerykanie nieustannie paradują zaawansowanym sprzętem militarnym w pobliżu granic KRL-D.

Stany Zjednoczone z zapałem demonizują KRL-D. Używają wobec niej wszelkich negatywnych etykiet, jakimi tylko we współczesnym świecie można określać kraje: „zagrożenie międzynarodowe”, „państwo łamiące prawa człowieka” czy „państwo wspierające terroryzm” to tylko niektóre z nich. Choć są to tylko obelgi, na które nikt jeszcze nie był w stanie wskazać żadnych wiarygodnych dowodów, rozpowszechniane są przez różne środki masowego przekazu i często niestety mocno zakorzeniają się w świadomości bombardowanych nimi ludzi.

Wyżej wspomniana kampania oszczerstw jest bardzo szkodliwa z punktu widzenia ludzkiej uczciwości i przyzwoitości, ale niezwykle przydatna dla aktualnej polityki USA. Służy bowiem jako czynnik, który praktycznie bez żadnych granic usprawiedliwiać ma w oczach społeczności międzynarodowej haniebne zagrania Stanów Zjednoczonych wobec KRL-D, a jest ich niemało.

Korzystając ze swojej supermocarstwowej pozycji USA nieustannie usiłują coś na KRL-D wymuszać. Wywierają naciski na Koreańczyków, aby zrezygnowali ze swojej niezależności, wyznawanych przez siebie wartości i drogi jaką wybrali dla swojego kraju, a przede wszystkim się rozbroili i zdali na łaskę lub niełaskę silniejszych.

Nad tym warto się na chwilę zatrzymać i zastanowić: co by było, gdyby takie metody zostały zastosowane wobec Stanów Zjednoczonych lub innych państw Zachodu? Wyobraźmy sobie, że jakieś potężne zewnętrzne siły zażądałyby od USA, aby zniszczyły Cmentarz Narodowy w Arlington i rozwiązały swoje wojsko. Dodatkowo narzuciłyby im, że przestępców nie wolno aresztować, politykę krajową należy formułować uwzględniając wyłącznie interesy innych państw, a swój styl życia i zwyczaje muszą wyrzucić do kosza. Czy wtedy Amerykanie uznaliby to za słuszne? Gdyby standardy stosowane przez Stany Zjednoczone wobec KRL-D przełożyć na Europę czasów II wojny światowej to bohatersko stawiająca opór III Rzeszy ludność najechanych krajów uznana byłaby za przestępców. Tak zresztą w istocie określana była ona przez nazistów. Nikt jednak chyba nie powinien mieć wątpliwości, że polityka tych ostatnich nie jest tą, z której należałoby brać przykład.

W świetle realiów trudno się dziwić, że Koreańczycy postrzegają amerykańskie próby stosowania przymusu wobec ich kraju jako niczym nieusprawiedliwione, do cna niemoralne i nie mają najmniejszego zamiaru się im podporządkować. A jeśli odwrócić wzrok od krzykliwych medialnych nagłówków i przeanalizować rzeczywistość, można też dostrzec fałsz i obłudę skierowanej przeciwko KRL-D propagandy USA.

Przyjrzyjmy się na przykład „kwestii praw człowieka”, pod pretekstem której Stany Zjednoczone nieustannie atakują KRL-D.

Samo kreowanie się przez USA na obrońcę praw obywateli KRL-D jest co najmniej tragikomiczne. Bo czy to nie one są największym orędownikiem skrajnie brutalnych i nieetycznych sankcji wymierzonych w cywilną gospodarkę KRL-D? Sankcji wyraźnie obliczonych na bezlitosne zaszkodzenie zwykłym Koreańczykom. Władzom KRL-D z kolei, zamiast krytyki, należy się raczej uznanie, że w warunkach drakońskich blokad ekonomicznych konsekwentnie robią wszystko, by zaspokajać potrzeby ludzi i podwyższać standardy ich życia i odnoszą przy tym wiele imponujących sukcesów.

Wracając jednak do Stanów Zjednoczonych, warto byłoby, żeby przed pouczaniem innych spojrzały również na własne podwórko, bo stan praw człowieka w ich granicach nie przedstawia się zbyt ciekawie. Może kilka przykładów? Dziesiątki milionów Amerykanów nie ma zapewnionego bezpieczeństwa żywnościowego, codzienne myślenie skąd wziąć kolejny posiłek stanowi dla nich poważny dylemat. Dziesiątki milionów nie ma dostępu do opieki zdrowotnej, co w razie choroby może oznaczać wyrok śmierci, a w najlepszym razie poważne zadłużenie. Setki tysięcy żyje na ulicach w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. Wszystko to dzieje się w najbogatszym kraju świata.

Jak wiadomo USA są państwem powstałym na ziemiach wcześniej brutalnie zagarniętych Indianom, których populacja zmalała o zatrważające 90% po przybyciu białych kolonizatorów. Znany jest również fakt, że budowanie potęgi tego kraju silnie wspierane było przez wykorzystywanie czarnoskórych niewolników. A nawet po zniesieniu niewolnictwa, aż do lat 60-tych ubiegłego wieku, obowiązywało tam nakazujące segregację rasową prawo Jima Crowa. Taka jest historia, a co z teraźniejszością? Organizacje i aktywiści alarmują, że Ameryka niestety wciąż nie zostawiła za sobą różnicowania ludzi ze względu na kolor skóry.

Teraz spójrzmy jeszcze na globalne „dokonania” Stanów Zjednoczonych na polu praw człowieka. Jedno ze źródeł (zachodnich) szacuje, że po II wojnie światowej na całym świecie w wyniku wojen i interwencji prowadzonych przez USA zginęło 26 milionów ludzi. Czy tym milionom niewinnych istnień żadne prawa nie przysługiwały? W imię swoich imperialnych interesów Ameryka masowo i brutalnie podeptała najwyższą wartość, jaką jest ludzkie życie.

Nie trzeba chyba dalej wyliczać, aby wizerunek „championa praw człowieka” zaczął się sypać. Mieszkańcy KRL-D nie mają ochoty słuchać pouczeń o „prawach człowieka” ze strony państwa, które wyrządziło tyle zła ludzkości.

KRL-D kontynuuje dziś wzmacnianie swoich sił nuklearnych, co również jest obiektem nieustannej krytyki płynącej ze Stanów Zjednoczonych. Jej działania zaczynają wyglądać jednak zupełnie inaczej niż przedstawiają to Amerykanie, gdy uświadomimy sobie, że weszła w posiadanie broni nuklearnej pod dekadach militarnego zastraszania przez USA. Zrobiła to, aby uchronić swoich obywateli przed podzieleniem losu ogromnej liczby dotychczasowych ofiar okrutnej imperialistycznej polityki rządu tego supermocarstwa. A niemała część ofiar tych to dla współczesnych Koreańczyków przodkowie i krewni, którzy zginęli w czasie wojny rozpętanej 73 lata temu w ich kraju przez Stany Zjednoczone.

KRL-D nigdy nie dorówna USA pod względem siły militarnej, ale też tego nie potrzebuje. Jej strategia zakłada zapobieganie wojnie poprzez posiadanie zdolności do zadania ogromnych szkód potencjalnemu agresorowi. Jest to podobne do strategii odstraszania nuklearnego stosowanej przez Francję i Wielką Brytanię wobec ZSRR podczas zimnej wojny.

Dziś Stany Zjednoczone wciąż nie są gotowe, aby naprawić swoje błędy polityczne i zadośćuczynić zbrodniom, które popełniły wobec Koreańczyków. Kiedy będą i czy w ogóle do tego dojdzie? Nie wiadomo. Jak na razie aktywnie przyczyniają się do produkowania oszczerczej propagandy wymierzonej w KRL-D, gorliwie pilnują implementacji drakońskich sankcji skierowanych przeciwko jej społeczeństwu i sprowadzają pod jej granice najnowocześniejszą broń zdolną do ataku nuklearnego, aby ćwiczyć tam różne scenariusze agresji militarnej na nią.

W świecie zdominowanym przez jednostronne, proamerykańskie przekazy medialne, wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, czego tak naprawdę w niektórych częściach świata dopuszczają się USA. Trudno ich za to winić, to efekt mieszaniny kłamstw, półprawd i manipulacji, z którą się stykają. Bliższe przyjrzenie się faktom pozwala jednak zrozumieć antyamerykańskie stanowisko KRL-D

Prezydent Kim Il Sung żyje wiecznie

Na zdjęciu widok na jedną z ulic miasta Samjiyon. Składa się ono z nowoczesnej i przyjaznej środowisku zabudowy, dobrze harmonizującej z górskim krajobrazem. W tym zróżnicowanej zabudowy mieszkalnej, licznych obiektów użyteczności publicznej i produkcyjnych oraz wszystkiego innego, co potrzebne jest do komfortowego życia. Budowa tej urokliwej miejscowości to tylko jeden z bardzo wielu projektów zrealizowanych w ostatnich latach dla poprawy standardów życia Koreańczyków. Niezależna polityka, którą zapoczątkował Prezydent Kim Il Sung, a dziś kontynuuje Marszałek Kim Dzong Un, pozwala KRL-D imponująco się rozwijać, mimo nałożonych na nią barbarzyńskich sankcji.

Drogę, którą, osiągając sukces za sukcesem, z dumą idzie dziś KRL-D, zapoczątkował Prezydent Kim Il Sung. Stworzył on ideę Dżucze, zgodnie z którą człowiek jest istotą społeczną obdarzoną niezależnością, kreatywnością i świadomością oraz panem własnego losu. Zastosowanie ideologii tej w praktyce uczyniło ludzi prawdziwymi gospodarzami kraju. W oparciu o nią Prezydent przedstawił też zasady, które stały się filarami działań KRL-D, są nimi: niezależność w polityce, samowystarczalność w gospodarce i samoobrona w obronie narodowej. Wraz z upływem czasu idea Dżucze była nieustannie naukowo rozwijana i przekładana na rzeczywistość przez Przewodniczącego Kim Dzong Ila, a następnie Sekretarza Generalnego Kim Dzong Una, który kontynuuje ten proces do dziś.

Niektórzy oceniają KRL-D na podstawie widocznej na ulicach liczby samochodów, pięknych strojów czy fantazyjnych budynków i porównują ją z Koreą Południową. Takie porównania nie mają jednak najmniejszego sensu, mamy tu bowiem do czynienia z zupełnie różnymi sytuacjami.

Chcąc mieć możliwość przedstawienia podległej sobie części Korei jako “lepszej”, USA zainwestowały znaczne środki finansowe i wykorzystały swoje wpływy, aby ułatwić jej rozwój gospodarczy. Korea Południowa faktycznie może się dziś pochwalić stosunkowo wysokimi słupkami PKB. Słabo raczej przekłada się to natomiast na poziom szczęścia społeczeństwa. Znaczna jego część bogactwo może co najwyżej oglądać z daleka, żyjąc w nędzy. Świeże dane pokazują też, że Korea Południowa wyróżnia się wśród innych państw niskim poziomem satysfakcji z życia swoich obywateli. Przoduje natomiast niestety w liczbie samobójstw. Nie bez powodu jej młodzież często porównuje ją do piekła, nazywając ją „Hell Joseon”.

KRL-D z kolei objęta jest najbardziej skrajnym systemem sankcji gospodarczych w historii świata. Nie tylko nie otrzymuje zewnętrznej pomocy, ale jej handel zagraniczny i współpraca międzynarodowa są niemal doszczętnie zablokowane. Mimo faktu, że kraj ten musi się zmagać z tak trudnymi warunkami, jego niezależność pozwala mu nieprzerwanie iść naprzód drogą postępu. Władze KRL-D robią wszystko, aby zapewniać swoim obywatelom szczęśliwe i stabilne życie. Widać to m.in. po budowanych przez nie imponujących obiektach użyteczności publicznej, fabrykach i osiedlach mieszkalnych, na których obywatele bezpłatnie otrzymują od państwa mieszkania i domy.

Należy oczywiście też pamiętać, że KRL-D jest nadal krajem rozwijającym się. A także krajem socjalistycznym, socjalizmu zaś nie można mierzyć kapitalistycznymi standardami.

Można zadać sobie jeszcze pytanie: czy pod kątem perspektyw na przyszłość lepiej dla państwa posiadać aktualnie wyższy poziom PKB i większą liczbę samochodów, ale nie mieć niezależności, czy jednak niezależność jest ważniejsza? Warto przy tym pamiętać, że niezależność umożliwia krajowi realizowanie interesów własnych ludzi, nawet jeśli wymaga to czasu i pracy. Brak niezależności z kolei zmusza do ślepego działania w zgodzie z interesami zagranicznych zwierzchników, co jest prostą drogą do opłakanych skutków.

Międzynarodowi politolodzy oceniają kraje, które osiągnęły całkowitą samowystarczalność w zakresie energii, żywności i sprzętu wojskowego, jako naprawdę potężne. Jedynymi takimi krajami na świecie są Stany Zjednoczone i Rosja. To, o czym wielu ludzi nie wie, to fakt, że KRL-D zbliżyła się do rangi tych krajów. Pod przywództwem Kim Il Sunga KRL-D osiągnęła pełną samowystarczalność energetyczną i żywnościową pod koniec lat 80-tych. Ten samowystarczalny system uszkodzony został przez upadek bloku socjalistycznego, klęski żywiołowe i zachodnie sankcje.

Dziś KRL-D posiada broń nuklearną. Wejście w posiadanie potężnego środka odstraszania to jedyne co mogła zrobić, aby zagwarantować bezpieczeństwo swojego narodu i pokój. System samowystarczalności energetycznej i żywnościowej rozwijał się będzie krok po kroku.

Samowystarczalność energetyczna i żywnościowa, do której dąży KRL-D wiązać się będzie z rozwojem gospodarczym na dużą skalę, który całkowicie zmieni strukturę ekonomiczną kraju, dopasowując ją do rzeczywistych warunków. Jest to rozległe i trudne przedsięwzięcie, ale efekty prac nad nim już pojawiają się jeden po drugim. Stany Zjednoczone intensywnie i nerwowo naciskają na ścisłą implementację wymierzonych w KRL-D sankcji gospodarczych, właśnie dlatego, że mają świadomość jej możliwości w zakresie samowystarczalności energetycznej i żywnościowej.

Ilekroć KRL-D ogłasza rozpoczęcie realizacji nowej polityki lub środków, w zachodnich mediach głównego nurtu natychmiast pojawia się wysyp krytyki pod jej adresem. Cóż, każdy kto dostatecznie długo obserwuje sytuację na Półwyspie Koreańskim i porównuje rzeczywistość z medialnymi nagłówkami, wie, że na ich rzetelność w kwestii KRL-D nie ma co liczyć. Odbiorcy nagminnie zarzucani są negatywnymi, pozbawionymi wartości informacyjnej i często na siłę dramatyzowanymi przekazami. Mają one wywołać w nich emocje i nie dać im czasu na przemyślenie i racjonalne ocenienie danej sprawy. Warto o tym pamiętać. Cele rozwojowe, które postawiła sobie KRL-D, nie są czymś, co można zrealizować z dnia na dzień. Z czasem, im większa część z nich wprowadzona będzie w życie, tym więcej powodów do radości będą mieli wszyscy, którzy dobrze życzą narodowi koreańskiemu.

Koreańczycy mówią, że Prezydent Kim Il Sung żyje wiecznie. Dzieje się tak dlatego, że idee, które stworzył, jego wyjątkowy charakter i przestrzegane przez niego wartości moralne są wciąż żywe w ich sercach. Prezydent nauczył ich jak godnie żyć, postępować mądrze i sprawiedliwie i być prawdziwymi gospodarzami swojego kraju. Dzięki temu pozostanie on z nimi na zawsze.