Noworoczny koncert 2023 na Stadionie im. 1 Maja w Pjongjangu

Bieżący rok dobiega końca i wkrótce wejdziemy w rok 2024. Nikt nie jest w stanie przewidzieć jakimi wydarzeniami zapisze się w historii nowy rok. Istnieją jednak rzeczy, co do których wystąpienia można mieć praktycznie pewność. Wśród nich, niewątpliwie znaleźć może się założenie, że zachodnie media będą dużo i głośno mówić o „łamaniu praw człowieka w Korei Północnej”. Oceny i osądu takich doniesień każdy odbiorca oczywiście ma prawo dokonywać sam. Jednak obiektywne podejście do tego tematu jest dziś wyjątkowo trudnym zadaniem. To jak na Zachodzie, a niestety również w Polsce, postrzegana jest Korea Północna jest bowiem kształtowane głównie przez przekazy oparte na rażących kłamstwach i manipulacjach – czasem, w najlepszym razie, półprawdach – serwowane nam nieustannie przez mainstreamowe środki masowego przekazu. W natłoku treści o takim charakterze, przy niemal braku wartościowych i rzetelnych analiz, poszukiwanie bezstronnej wiedzy stanowi spore wyzwanie. W lepszym rozumieniu wątpliwej jakości newsów na temat Korei, które z pewnością zasypią nas w nadchodzącym roku, pomóc może jednak zastanowienie się nad kilkoma kwestiami z wyprzedzeniem.

W Korei Północnej nieustannie „człowiek gryzie psa”

Po pierwsze, warto zwrócić uwagę w jakich okolicznościach następują największe wysypy sensacyjnych doniesień o Korei Północnej. Łatwo zauważyć można, że gdy w kraju tym realizowane są ważne projekty, w szczególności te związane z obroną narodową, zachodnie media natychmiast informują o szokujących zdarzeniach i nieludzkich okrucieństwach, jakie rzekomo mają tam mieć miejsce. Analiza treści pojawiających się w internecie czy telewizji na przestrzeni lat pozwala dostrzec taką właśnie prawidłowość. Za każdym razem, gdy Koreańczycy z Północy podejmują działania wzmacniające polityczny i wojskowy potencjał swojego państwa, propagandowa machina, przedstawiająca Koreę Północną jako wręcz karykaturalnie zły i bezlitośnie łamiący prawa człowieka kraj, rozkręca się ze zwielokrotnioną siłą.

Trafiając wciąż na kolejne artykuły malujące przerażający obraz Korei Północnej, warto zastanowić się, czy nie odniosła ona właśnie jakiegoś znaczącego politycznego, gospodarczego czy militarnego sukcesu. Jeżeli Korea na przykład przeprowadzi próbę nuklearną lub test międzykontynentalnej rakiety balistycznej, zachodnie media oczywiście często starają się ją przedstawić jako niebezpieczną i gotową do sprowokowania wojny. Tyle, że w świetle faktów twierdzenia te są na tyle absurdalne, że nie każdego mogą przekonać. Istnieje też ryzyko, że nie przyciągną dostatecznego zainteresowania, zwłaszcza w niemających wrogich relacji z Koreą Północną krajach Europy i innych kontynentów. W takiej sytuacji do akcji wkracza inna metoda. Metoda ta, z angielskiego określana jako atrocity propaganda, polega, jak łatwo się domyślić, na rozpowszechnianiu informacji o swoim wrogu, jakoby dopuszczał się zbrodni i okrutnych czynów, informacji, które absolutnie nie muszą mieć nic wspólnego z prawdą. Jest skuteczna bo mocno gra na emocjach; tym skuteczniejsza, rzecz jasna, gdy inwestowane są w nią znaczne środki finansowe.

Stany Zjednoczone przeznaczają miliardy dolarów na oczernianie na arenie międzynarodowej krajów, które odmawiają ślepego poddawania się woli Waszyngtonu. Korea Północna, która konsekwentnie prowadzi niezależną politykę stawiającą na pierwszym miejscu dobro własnego narodu i stanowczo nie pozwala, żeby zostało ono zepchnięte na drugi plan przez interesy obcych mocarstw, jest jednym z głównych celów amerykańskiej propagandy. Wymierzone w Koreę kampanie oszczerstw wspierają dobrze opłaceni specjaliści, świetnie znający tajniki ludzkiej psychologii. Tworzone są treści, które efektywnie docierają do umysłów odbiorców. Normalni, dobrzy ludzie nie pozostaną przecież obojętni wobec doniesień o okrutnych praktykach stosowanych w jakimś kraju. Ich prawdziwości często nie są w stanie zweryfikować, a będąc nimi nieustannie atakowani nie widzą już nawet takiej potrzeby. Wszyscy tak mówią więc musi to być prawda. Niezauważony pozostaje fakt, że nikt jeszcze nigdy nie przedstawił żadnych wiarygodnych dowodów na mające się rzekomo odbywać w Korei Północnej okrucieństwa. Nieważne, że wielokrotnie wychodziło na jaw, że oskarżenia rzucane pod adresem kraju są tylko wierutnymi kłamstwami; wiadomości na ten temat nie odbijają się szerokim echem. Przeciwnie, ignorowane są przez zachodnie środki masowego przekazu do tego stopnia, że osoby niezainteresowane głębszym badaniem tematu mają nikłe szanse, żeby kiedykolwiek na nie trafić.

W rezultacie dla wielu Korea Północna stała się „złym reżimem”, który po prostu trzeba nieustannie, bez głębszego zastanowienia, potępiać. Przy użyciu niemających jakiegokolwiek oparcia w rzeczywistości, krzywdzących oszczerstw, w świadomości zbiorowej naszych społeczeństw zakorzeniona została nienawiść, złość i wrogość wobec Koreańczyków i ich ojczyzny. Dekady uporczywej propagandy sprawiły, że dziś nawet myśl o zwykłych międzyludzkich kontaktach z obywatelami Korei Północnej budzi w niejednym Europejczyku niechęć i obawy.

Drugim aspektem, który dostrzec można przyglądając się zachodnim newsom o Korei Północnej są charakterystyczne metody, jakimi są one konstruowane, co również nie dodaje im wiarygodności. Na ten temat można powiedzieć wiele, jednak w tym miejscu zwróćmy uwagę na jeden, wciąż powtarzający się schemat.

Kiedy w 1992 roku w Belgii powstał film „Człowiek pogryzł psa” w reżyserii Remy’ego Belvauxa, przyciągnął on uwagę całego świata, zdobywając w ciągu siedmiu lat dziewięć prestiżowych międzynarodowych nagród. Film ten, utrzymany w czarno-białym klimacie, zawierający monotonne i powtarzalne sceny przemocy i morderstw, został dobrze przyjęty przez krytyków, ale duża część widzów miała trudności z jego zrozumieniem. Wiele osób zdecydowało się go jednak obejrzeć, ponieważ od razu przyciągnął ich tytuł.

Przypadki pogryzienia ludzi przez psy to zjawisko na tyle powszechne, że nikogo nie dziwi i nie zwraca tak bardzo uwagi. Kiedy jednak człowiek pogryzie psa, jest to wydarzenie niezwykłe, które naturalnie przyciąga dużo większe zainteresowanie.

Komunikaty zachodnich mediów na temat Korei Północnej wciąż opierane są na mocno wątpliwych historyjkach, które brzmią raczej w stylu „człowiek pogryzł psa” niż „pies pogryzł człowieka”. Skoro już jesteśmy w temacie psów, przykładem może być tu to, jak w medialnych przekazach zniekształcone zostało zalecenie wydane w trakcie pandemii COVID-19 przez rząd Korei Północnej w odniesieniu do domowych pupili. W rzeczywistości sprowadzało się ono do tego, aby szczególnie dobrze opiekować się zwierzętami, ponieważ mogą one przyczynić się do rozprzestrzeniania wirusa. Dla naszych środków masowego przekazu taka nudna i nie wnosząca nic do budowania demonicznego obrazu Korei Północnej informacja byłaby jednak bezwartościowa, dlatego zamiast niej świat obiegło doniesienie, że w kraju wydany został nakaz „zjedzenia wszystkich psów domowych, ponieważ nadchodzi głód”. Wielu ludzi na całym świecie uważa psy za członków rodziny i z pewnością coś takiego wywołało u nich negatywne emocje, pogłębiając niechęć wobec Korei. A przecież, niestety, o to właśnie w tym wszystkim chodzi.

Po trzecie, uwagę przyciąga też to, z jaką częstotliwością w mediach pojawiają się szokujące doniesienia na temat Korei Północnej. Według ekspertów psychologii społecznej, ludzie zapominają o usłyszanych/przeczytanych w mediach newsach już po przeciętnie 3-4 dniach. Zauważyć można, że zachodnie mainstreamowe media dbają o to, aby negatywny wizerunek Korei Północnej cały czas był świeży w pamięci społeczności międzynarodowej. Regularnie powstają nowe treści, czasem oferujące nowe rewelacje, czasem ogrzewające stare tematy, zawsze zmuszają nas one jednak do tego, żeby ciągle pamiętać co mamy myśleć o tym kraju. Tylko czy na pewno chcemy się biernie temu poddawać? Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale może warto zwrócić większą uwagę też na to co ma do powiedzenia druga strona i wyrobić sobie własną, niezależną opinię?

Po czwarte, spotykając się z przerażającymi oskarżeniami rzucanymi pod adresem Korei Północnej, niejednokrotnie można odnieść wrażenie, że gdzieś już je się słyszało.

I nie ma w tym nic dziwnego, wszakże wiele z nich wyjętych zostało żywcem z historii… innych państw. Okrucieństwa popełniane przez nazistowskie Niemcy, postępowanie, którego dopuszczali się niektórzy skrajnie lewicowi działacze w Chinach w okresie rewolucji kulturalnej czy naruszenia praw człowieka, do których dochodziło w okresie południowokoreańskiej dyktatury wojskowej czasów zimnej wojny. Wszystko to przenoszone jest dziś do Korei Północnej w pełnych nieścisłości i absurdu fantazjach antypółnocnokoreańskich propagandystów. Warto to sobie porównać. Zapoznać można się na przykład ze stanowiskiem Departamentu Stanu USA w sprawie łamania praw człowieka w Korei Południowej w latach 60. i 80. XX wieku. Cała ta sprawa jest w każdym razie podwójnie przykra. Nie tylko z tej przyczyny, że Korea Północna bezpodstawnie obrzucana jest oszczerstwami, ale również dlatego, że przyzwoitość i szacunek wobec ofiar bolesnych wydarzeń z przeszłości wymagałyby nie wykorzystywania tragicznych kart historii jako mrocznych inspiracji do tworzenia kłamliwej propagandy.

Możemy być w 100% pewni, że w 2024 roku antypółnocnokoreańskie treści powstające według powyższych schematów będą nadal pojawiać się w zachodnich mediach.

Desperacja

W poprzedniej części tekstu już krótko nawiązaliśmy do głównego powodu, dla którego w mediach nieustannie zniekształcany jest obraz Korei Północnej. Rozwińmy nieco ten temat. Komu właściwie tak bardzo przeszkadza ten kraj?

Aktywnie uczestniczącym w demonizowaniu go dziennikarzom? Ich motywy mogą być różne. Niewątpliwie są wśród nich osoby święcie przekonane, że to co robią jest słuszne. Najczęściej są to ludzie, którzy mają bardzo słabe, żeby nie powiedzieć żadne, pojęcie o Korei, ani razu nie były na północy Półwyspu Koreańskiego, lecz same padły ofiarą propagandy, którą następnie powielają. Innym zwyczajnie nie zależy na uczciwym podejściu do tematu, ale chcą po prostu tworzyć treści, które się „klikają i sprzedają”. Nie od dziś zaś wiadomo, że sensacyjne, dramatycznie brzmiące doniesienia świetnie się w tej roli sprawdzają.

Zatrudnianym przez Centralną Agencję Wywiadowczą USA specjalistom różnych dziedzin, których praca przyczynia się do rozpowszechniania negatywnego wizerunku Korei? Trudno ocenić jaki ich procent osobiście sympatyzuje z celami swojego pracodawcy, a dla jakiego istotniejszy jest czynnik finansowy czy prestiż zawodowy.

Co jednak z samym wyżej wspomnianym państwem, Stanami Zjednoczonymi, czy raczej kształtującymi ich politykę grupami interesu?

Jak powiedział w 2018 roku były sekretarz stanu USA Henry Kissinger powiedział: „W stosunkach międzynarodowych nic nie dzieje się przez przypadek”. Również polityka Stanów Zjednoczonych wobec Korei Północnej nie jest przypadkowa, choć jej motywy nie dla wszystkich są oczywiste.

Aby stały się bardziej jasne, warto spojrzeć na mapę Azji i Pacyfiku i porównać obszar okupowany przez wojska japońskie podczas II wojny światowej z obszarem zdominowanym obecnie przez wpływy amerykańskie. Zauważyć można, że ten drugi jest niemal dokładnie taki sam jak pierwszy. Nie obejmuje tylko terytorium Chin i północnej części Półwyspu Koreańskiego.

Cofnijmy się na chwilę w czasie. Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny z Japonią po tym jak ta ostatnia zaatakowała amerykańską bazę wojskową w Pearl Harbor, jednak faktyczny konflikt interesów między tymi państwami istniał już wcześniej. Obu z nich zależało na dominacji nad położonymi wokół Pacyfiku krajami, pozwalającej im na realizację ekspansjonistycznych celów militarnych i gospodarczych. Konflikt zbrojny przyniósł Amerykanom interesującą perspektywę – teraz, gdy Japonia zostanie pokonana, jej dawne posiadłości mogą przypaść w udziale Stanom Zjednoczonym. Niekoniecznie staną się koloniami w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale to USA będą miały tam decydujący głos. Terytorium Korei było istotnym elementem tej układanki. Podczas gdy toczyły się walki wojny na Pacyfiku, w Waszyngtonie trwały dyskusje nad statusem, jaki powinien otrzymać kraj, aby amerykańska kontrola nad nim została zabezpieczona. Gdy kilka lat później Koreańczycy utworzyli na północy Półwyspu Koreańskiego wyrodzone z walk partyzanckich, własne, niezależne państwo, Amerykanie nie byli zadowoleni z takiego, niweczącego ich plany, obrotu spraw. Nie zmieniło się to do dziś.

Okrutne reżimy XX wieku, nazistowskie Niemcy i imperialna Japonia próbowały w najprostszy możliwy sposób prowadzić podbój siłą oręża. Strategia dominacji Stanów Zjednoczonych jest dużo subtelniejsza i bardziej złożona, nie jest im potrzebna formalna okupacja danego państwa, jeśli tylko podporządkowuje się ono polityce Waszyngtonu.

Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna należy do państw nie godzących się na jakąkolwiek formę poświęcania dobra własnego narodu w imię zewnętrznych interesów, tym samym zaś stoi na drodze amerykańskiej strategii. Siłowe rozwiązanie tego „problemu” zawsze było dla USA otwartą opcją. Nie bez powodu wciąż, regularnie sprowadzają one pod granice tego kraju najnowocześniejszy sprzęt wojskowy zdolny do ataku nuklearnego, aby ćwiczyć tam różne scenariusze agresji militarnej. Obecnie jednak aktywnie prowadzą przeciwko Koreańczykom inny rodzaj wojny. Bronią w niej jest zakrojona na szeroką skalę kłamliwa propaganda, nieustanna, niekończąca się kampania oszczerstw, służąca oczernianiu i dyskredytowaniu niezależnej Korei oraz izolowaniu jej na arenie międzynarodowej.

Koreańczycy nie zamierzają zrezygnować z niepodległości i prawa do budowania, na własnej ziemi, własnego życia i szczęścia, zgodnie z własnymi wyborami. Zdecydowanie sprzeciwiają się amerykańskim próbom naruszania interesów całego narodu koreańskiego i pełnienia roli pana na Półwyspie Koreańskim. Nie zamierzają też bezczynnie przyglądać się zagrożeniu militarnemu ze strony Stanów Zjednoczonych. Dlatego, choć borykają się z trudnościami gospodarczymi, rozwijają broń nuklearną i międzykontynentalne rakiety balistyczne. USA i Zachód nieustannie krytykują Koreę Północną za prowadzone przez nią inwestycje w zdolności obronne, wytykając jej przy tym jej sytuację gospodarczą. To cyniczne i nieuprawnione moralnie postępowanie, doskonale bowiem wiedzą co zmusza ten kraj do przywiązywania dużej wagi do obronności. Trudno oczekiwać od stojącego w obliczu zagrożenia militarnego państwa, że przestanie inwestować w obronę narodową, ponieważ nie wszyscy jego obywatele stali się bogaci.

Były premier Pakistanu Zulfikar Ali Bhutto powiedział kiedyś: „Zostaniemy potęgą nuklearną, nawet jeśli będziemy musieli jeść trawę”. Mieszkańcy Korei Północnej jedzą dziś mięso. I doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli nie będą w stanie ochronić swojego kraju, to na nic się zdadzą osiągnięcia gospodarcze, gdyż te szybko odebrać może wojna, podobnie jak suwerenność i ludzkie życia.

W efekcie Korea Północna, mały, postkolonialny kraj, posiada obecnie uzbrojone nuklearnie międzykontynentalne pociski balistyczne, którymi mogłaby uderzyć w terytorium Stanów Zjednoczonych, jeżeli te zmusiłyby ją do podjęcia obrony. Czyż nie jest to bolesne dla światowego supermocarstwa? Desperacja, jaką odczuwają USA, jest widoczna w ich propagandowych atakach na KRLD.

Korea Południowa jest w zupełnie innej sytuacji niż Stany Zjednoczone, jednak również ma poczucie desperacji. Historia tego państwa zaczęła się w latach 40. XX wieku od utworzenia pod okiem Amerykanów nowych elit władzy, armii i sił policyjnych w oparciu o niedawnych projapońskich kolaborantów. Taki wybór był dla USA najlogiczniejszy, wszakże do realizacji swoich celów potrzebowały osób skłonnych do kolaboracji. Do dziś właśnie charakteryzujące się taką postawą osoby cieszą się na Południu przywilejami i tworzą tamtejszy establishment, aby dbać o amerykańskie interesy. Dlatego rządzących i wpływowych z Południa przeraża potencjalny scenariusz, w którym miałoby nastąpić zjednoczenie pod przywództwem Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Nie widzą w nim dla siebie miejsca. Konfrontacja Północy z Południem na Półwyspie Koreańskim jest bowiem nie tyle po prostu sporem ideologicznym, co konfrontacją patriotyzmu ze zdradą kraju. Stany Zjednoczone i wtórujące im zachodnie media nie mają rzecz jasna najmniejszego zamiaru przyznać co jest kluczowe w tym konflikcie. Elity władzy Korei Południowej desperacko trzymają się zaś USA, niezmiennie przedkładając własny interes nad dobro swojego narodu.

Chociaż kampania oszczerstw skierowana przeciwko Korei Północnej trwa od dziesięcioleci, Koreańczycy robią swoje, konsekwentnie nie schodząc z drogi, którą dla siebie wybrali. Jest takie powiedzenie: „Pies szczeka, a karawana jedzie dalej”. Może powinniśmy zadać sobie pytanie – czy warto tracić czas na wsłuchiwanie się w szczekanie tego przysłowiowego psa?

Na koniec pragniemy skierować najlepsze życzenia do wszystkich naszych Czytelników. Niech nowy rok 2024 przyniesie Wam wiele radości i sukcesów, niech będzie pełen pozytywnych zmian, nowych możliwości i niezapomnianych chwil.